Geoblog.pl    mexico    Podróże    Meksyk 2009    Drugie mojito czyli jak to się robi w Meksyku
Zwiń mapę
2009
11
mar

Drugie mojito czyli jak to się robi w Meksyku

 
Meksyk
Meksyk, Cholula
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 113 km
 
Każdy wysiłek odczuwany jest w sposób wzmożony. Normalne wchodzenie po schodach przyspiesza tętno do sporych wartości, więc… wchodzi się wolniej. Wszystko robi się tu wolniej. Pośpiech może przyprawić o nagłe mroczki przed oczyma. Odkrywam nowe tajniki jogi i przyjemność wchodzenia w pozycje i trwania w nich – bez pośpiechu, z uważnością, dbałością o to, by się nie spocić ;-) (Janku, tutaj jest znacznie większa szansa na to, by odczuć spokój i odnaleźć miłość w sobie).

W naszej okolicy wszystkie domki są niskie (zresztą w całej dwumilionowej Puebli jest niewiele wieżowców, więc łatwo się orientować w przestrzeni po tych kilku, które widać). Osiedla są odgrodzone, zamykane na bramę, strzeżone przez strażników pilnujących nie tylko dobytku ludzi bogatszych, ale również, by ich bogactwo nie było uwiecznione na fotografii. Zresztą dziwna sprawa – na jednej ulicy sąsiadują ze sobą szopki sklecone z nie wiadomo czego z domami ogrodzonymi wysokimi murami (więc nie bardzo wiem co za nimi jest, choć gdy wyjeżdża błyszczący ogromny samochód widać przepięknie zieloną trawę).
Na własny użytek definiuję bogactwo w Meksyku – to tam, gdzie mają zieloną trawę (i ogrodnika, który o nią dba :)). Widzimy fantastycznie obskurny budynek za niezbyt wysokim murem, ale chroniony przyklejonymi na szczycie muru potłuczonymi do połowy butelkami. Dopiero one zachęcają by zobaczyć, co ochraniają :)

Niezapomnianą przygodą jest jazda autobusem. Wybieramy się do Choluli – jednego z dwu najstarszych miast, z wielką piramidą. Wybieramy autobus „recta Cholula” i dojeżdżamy do celu już po godzinie (a odległość do przebycia wynosi 12 km). Zwiedzamy wszystkie dzielnice po kolei i dokładnie. Autobus zatrzymuje się w najróżniejszych miejscach, zupełnie dla nas nieprzewidywalnie. A jednak ludzie dokładnie wiedzą gdzie mają stać, by ich zabrał (po jakimś czasie my też to wiemy :) np. często stają tuż przy kładkach dla pieszych). Oczywiście są też przystanki. Ale żaden z nich nie jest wyposażony w informację, jakie to autobusy tu podjeżdżają, ani o której godzinie :) Za to co któryś przystanek siedzi pan/pani podbijająca kartę kierowcom.
Nieco głodni trafiamy do pierwszej restauracji tuż po wyjściu z autobusu (na zakręcie, bez żadnego przystanku :)) - wygląda kolorowo i sympatycznie.

Wahamy się, czy lepiej wejść do restauracji naprzeciwko, wyglądającej jednak bardziej europejsko, ale jak na razie żadna zemsta Montezumy nas nie dopadła (mimo soku na dworcu i paru innych rzeczy), więc wchodzimy. Menu oczywiście po hiszpańsku, właściciel też tylko w takim języku, ale może zbyt długo się wahaliśmy z wyjściem, bo postanawia załatwić pomoc. Pomocą okazuje się jego syn znający angielski w stopniu wręcz ekselentnym (pierwszy taki ktoś, z kim można normalnie porozmawiać). Dania jak dania – zjadliwe… dostaję do moich wegetariańskich tortilli (ser i jakieś miękkie długie jasnozielone liście uwieńczone jakimiś kwiatkami) trzy sosy: z zielonej papryki, czerwonej i śmietanowy. Oraz przepis zastosowania: na każdą z tortilli jeden sos w kolejności kolorów flagi meksykańskiej. Tomek niestety znów się męczy z czekoladową tortillą.

Po obiedzie na próbę zamawiam mojito… Baaaajjkaaaa…. Iwona – chciałabym Ci przywieźć, ale się nie da. To jest cała procedura przygotowania: na tacy, którą trzyma chłopiec (na oko dwunastoletni, pierwszy całkiem ładny tutaj :)) jest niska szklanka (jak do whisky) z grubego szkła ocukrzona na brzegach, z limonką, moździerz do miażdżenia mięty, rum i sprite. Troszkę jak dla mnie za słodkie, ale pyszne. Zmiażdżona mięta wygląda cokolwiek dziwnie w tej szklance, ale rzeczywiście wydobywa cały swój smak i aromat.
Rozanielona dziękuję. Płacimy i wychodząc wręczamy napiwek chłopakowi z angielskim, który rozmawia z innym już klientem. Jednak wybiega za nami w celu wręczenia ulotek i - jakoś tak wyszło - umawiamy się na sobotę na zobaczenie jego Meksyku :)

Do wnętrza piramidy nie docieramy, bo już jest za późno (Marcin, chciałam kamień stąd wziąć, ale tym razem się nie udało; czekam na inną okazję :)). Cała piramida skryta jest wewnątrz wzgórza, na szczycie którego zbudowano świątynię. W kościele można obejrzeć nie tylko jego przód, ale i zakrystię. Można także - wchodząc po schodkach - znaleźć się dokładnie po drugiej stronie tabernakulum. Dziwne uczucie.
Czekamy do zachodu słońca za wulkan :) Ciemno się robi tutaj niespodziewanie - już o 19. Chwilę wcześniej zaczyna być zimno, mimo że temperatury w godzinach południowych są znaczne.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
mexico
Aneta Magda
zwiedziła 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 32 wpisy32 9 komentarzy9 222 zdjęcia222 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
22.04.2010 - 08.05.2010
 
 
09.03.2009 - 30.03.2009